Pewnego dnia obudziłam się zlana potem…
Nagle dotarło do mnie, że mam 40 lat. Obleciał mnie strach, zbladłam i ledwo złapałam oddech.
Kiedy już prawie szykowałam ubranie do trumny wpadła mi do głowy pewna myśl: kochana, Ty nie jesteś stara, Ty jesteś w odpowiednim wieku, żeby móc o osobie mówić „stara baba” i to będzie komplement.
Komplement zapytacie? No tak, ile trzeba mieć lat, żeby móc o sobie szczerze powiedzieć „stara baba”?
Odpowiedź jest prosta. W momencie kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że jesteś dobrą osobą, że masz swoją moc, że jesteś dojrzale piękna, że kochasz swój cellulit i zmarszczki pod oczami, wtedy możesz powiedzieć „fajna stara baba ze mnie”.
Ok, powiedzieć sobie to jedno, ale co z tym zrobić? Czy stara baba ma prawo do zmiany? Czy ma prawo zrobić listę marzeń i je spełniać? Czy ma prawo wierzyć i spotkać miłość?
Ciągle mam przed oczami obraz starszych pań z szydełkiem w ręku, w fartuchu i wałkach na głowie.
To słodki obraz, przyjemny i dający poczucie bezpieczeństwa, ale pojawia się pytanie: „czy ja siebie widzę w tym obrazie”? To to będę prawdziwa ja? Szczęśliwa i spełniona?
Zapewne, część kobiet, będąca pasjonatkami życia domowego dopowie sobie tak. Tak właśnie siebie widzę w tym obrazie. I to jest ok. Ale co z tymi, które chcą korzystać z życia, których obraz siebie jest zgoła inny? Dlaczego one czują się, że robią coś nie tak.
Ja jestem „starą babą” lubię tak o sobie mówić, choć z reguły po tym stwierdzeniu pojawia się szeroki uśmiech na twarzy rozmówcy. Dlaczego tak o sobie mówię?
Bo mam 40 lat, poświeciłam połowę swojego życia dla rodziny. Tak wiem, słowo poświęcenie jest brzydkim określeniem na macierzyństwo i bycie żoną, ale czy lubię się okłamywać. To, że jestem żoną i matką, to mój świadomy wybór i pewnie gdybym cofnęła czas podjęłabym inną decyzję, ale dziś jestem dumna z siebie, że dałam radę. Uczą nas tysiąca nie potrzebnych rzeczy w szkole, a nikt nas nie uczy bycia rodzicem, małżonkiem czy spełnienia się w innych rolach, które przychodzi nam odgrywać w życiu. Szkoda, bo wielu błędów i rozczarowań moglibyśmy uniknąć. Jestem z siebie dumna, ale nie muszę podskakiwać pod niebiosa radości, prawda?
Ale nie o tym chciałam napisać. Chciałam napisać o tej drugiej połowie życia, które przede mną. Tej połowie, którą zamierzam przeżyć z sobą i dla siebie. Tej połowie, po której mogę zamknąć się w trumnie w czarnym ubraniu, w kwiatach we włosach i z uśmiechem na twarzy.
W dniu 40 urodzin było mi mega smutno, bo dotarło do mnie, że 40 lat minęło, nie wróci….
Spędzałam ten dzień na zamku, na szczycie góry w Sarandzie z rodziną i przyjaciółmi, jedliśmy kolację i piliśmy pyszne albańskie wino. Jakoś minął ten dzień. Kolejny dzień to już czysta refleksja. Refleksja nad tym, jak pięknie mi w życiu, mogę być na końcu kontynentu, rozmawiać z obcymi ludźmi, śmiać się i pluskać w przeźroczystej wodzie. Ja to mam szczęście, sobie pomyślałam. Ale dlaczego, nie jestem szczęśliwa?
Pomyślałam, niedosyt, że jestem stara to jeszcze nieszczęśliwa…koszmar. Jak to w koszmarach bywa z cieni i czarnej otchłani wyłania się bohater ratujący innych. I u mnie pojawił się bohater, a właściwie bohaterka – moja skrywana głęboko we mnie JA. Nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki obudziłam się. Dotarło do mnie, że mam 40 lat, więc wszystko mi wolno. Teraz nie muszę myśleć co pomyślą o mnie inni. Mogę mówić co myślę, mogę korzystać z życia, mogę chodzić bez stanika tańczyć w deszczu i krzyczeć w lesie kiedy mi źle. Wolno mi, bo żyję, czuję i chcę być sobą. Jestem wystarczają, nie taka czy owaka, ale Wystarczająca. Popełniająca błędy, zajadająca stres lodami i chodząca w dresach po bułki do sklepu.
Poczułam się lżejsza, kiedy zrozumiałam, że jestem wolna, że żyję dla siebie, nie dla innych. Kiedy zrozumiałam, że nie żyję by spełniać czyjeś oczekiwania a po to by spełniać swoje marzenia. Moje i tylko moje. I mam ich 35 na liście… zamierzam je spełniać jedno po drugim.
Kiedy byłam nastolatką, byłam przekonana, że 40 lat to koniec życia, to już starość i koniec.
Dziś uśmiecham się na tę myśl, patrząc codziennie na siebie w lustrze i mówiąc sobie: „Jesteś niesamowita stara babo”. Wychowałaś dzieci, osiągnęłaś najwyższy szczebel awansu w miejscu pracy a teraz czas na nowe wyzwanie.
Mam szczęście, że lubię wyzwania i jestem głodna życia. Każdego dnia próbuję uczyć się siebie od nowa, stawiam sobie nowe cele, po to by się rozwijać. By smakować życia.
Zrozumiałam, że w tym momencie obudziłam się nie ze snu tej nocy, ale z 40 letniego snu, kobiety szukającej spełnienia. Stukającej drogi, szukającej siebie…